piątek, 26 sierpnia 2016

Czwarta wizja

Słońce powoli zachodziło a lekki wiatr łagodził gorące powietrze. Leżeli na ułożonym na trawie kocu, bardzo blisko siebie, oboje patrząc w pomarańczowo - różowe niebo. Wspominali dwa spotkania z przeszłości, które dziś złączyli w jedną, małą nieskończoność. Jako, że od południa urządzili sobie letni piknik, na którym oczywiście pojawiło się winogrono, jabłka i woda, a wybranym przez nich miejscem był Koniec Świata, tak nietrudno było przypomnieć sobie sierpień czy 11. listopada. Te daty, jak i dużo innych dostępne są tylko dla nich, tworzą ich historię, opowiadają o czymś niezwykłym, silnym i innym. Ciągle o tym mówili, patrząc sobie co jakiś czas głęboko w oczy.
                     Piękne było to, że przyjechali tu samochodem i wcale nie zamierzali wrócić. Było ciepło, oboje nie mieli ograniczeń, mogli wreszcie realizować swoje plany bez żadnych przeszkód. Żyć tak jak właśnie tego chcieli, tak jak jeszcze nigdy nie żyli. Ich cała przeszła historia była tylko przedsmakiem tego co właśnie się działo.
                                  - Wierzysz w to co się dzieje? W to że wreszcie uciekliśmy tak jak chcieliśmy tego wiele razy? – zadała mu pytanie lekko się śmiejąc.
Odpowiedział jej śmiechem. Pokręcił głową.
                                  - Nie wierzę. Jeszcze to do mnie nie dotarło.
Przytuliła się mocno, nie chcąc w ogóle puszczać. Przed oczami miała wszystkie wspólne chwile. Począwszy od samego początku i pierwszego spotkania do tego, które wciąż trwa.
                                  - Co powiesz na to by pobawić się w Alaskę? – zapytała go wskazując oczami na leżący niedaleko plecak.
Uśmiechnął się i sięgnął po torbę. Wyjął z niej butelkę dobrego, znanego im szampana. Próbowali zmierzyć się z nim w sylwestra… noc spędzoną na kocu, mrozie, wśród drzew i gór.
                                  - Ty pierwsza. – podał jej. Upiła łyk, niezbyt duży.
                                  - Trochę tak jakbyśmy odgrywali scenę z książki.
Spojrzała na niego z uniesioną brwią.

                                 - Kochanie, my mamy własną historię. – położyła się na plecach, on zaraz za nią. Leżeli tak do zmroku, obserwując jak coraz to ciemniejsze niebo zamienia się w czarną przestrzeń oświetloną gwiazdami a na miejscu zachodzącego słońca ujawnia się księżyc. Wielki, silny, jasny i pełny - zupełnie taki jak ich wspólny księżyc. 

środa, 24 sierpnia 2016

Kilka słów

Nie mam pojęcia jak powinno się pisać o sobie. Wszelkie próby rozpoczęcia zdania od tradycyjnych: ,,Jestem” ; ,,Lubię” ; ,,Interesuję się” zawsze kończą się niepowodzeniem. Mówienie wprost, banalnymi konstrukcjami – czy nie świadczy o małej kreatywności, pustości człowieka? Zazwyczaj osoba, która ma coś do zaoferowania, tak przedstawia siebie by nie użyć żadnych oficjalnych zwrotów, w zasadzie… nie przedstawia się specjalnie, raczej daje się poznać przez pryzmat czasu, zachowania, wypowiedzi. Osoba wyjątkowa nie oczekuje by ktoś jej się opisywał, ona pragnie sama odkryć jego duszę i każdą tajemnicę, jaką skrywa.
             Jednakże, wypadałoby umieć powiedzieć o sobie kilka słów, prawda? Nawet dla samego siebie, dla własnego ego. Każdy musi wiedzieć kim jest, co lubi, co jest jego największym koszmarem. Trzeba dbać o własną wartość, bo kto będzie za nas to robił? Większość, a raczej wszyscy z małym wyjątkiem, nie starają się dostrzegać w drugim człowieku szczegółów. Widzą to co chcą widzieć, bądź nie zastanawiają się nad przyczyną niektórych zachowań. Zawsze miałam problemy z wypowiadaniem się na swój temat. Krępował mnie fakt, iż ktoś mógłby osądzić mnie jako osobę zuchwałą, egoistyczną. Z drugiej strony, uważałam, że nie mam do zaoferowania niczego ciekawego. Byłam – tak po prostu. Żyłam na świecie ze swoimi dziwactwami. A jest ich całkiem sporo…
             Muszę przyznać, że to również sprawia mi trudność – opisywanie swoich przyzwyczajeń, zasad itp. To część mnie, którą postanowiłam ujawnić. Jednakże, nigdy nie można liczyć na wylewność z mojej strony. Prawdziwą naturę zostawiam dla bohatera mojego wszechświata.
Pierwsze co możecie o mnie wiedzieć to fakt, iż jestem uzależniona od ładowarek – wszystkie moje telefony, laptop, tablet mają niezwykle słabą baterię. Zawsze po obudzeniu wypełniam swój rytuał – sięgam ręką z jeszcze nieotwartymi oczami po kabel do ładowania, gdyż po pierwsze: telefon jest kompletnie padnięty po odtwarzaniu przez całą noc muzyki, telefon musi umożliwić mi odczytanie porannej wiadomości. Wiadomości, która dodaje mi siły do działania. Daje mi determinację by przeżyć do weekendu. Nie, to nie to samo co czekanie na sobotnią imprezę. To o wiele silniejsze.
Nie znoszę owadów. Są małe, niby bezbronne ale jednak nigdy nie odmówią natręctwa. Największą niechęcią darzę osy. Może to i dziecinne ale za każdym razem kiedy je wyczuwam ( posiadam specjalny radar wykrywający osy, pszczoły, trzmiele w pobliżu) uciekam, chowam się za osobą stojącą obok lub zaczynam wydawać z siebie paniczny głos. Kiedyś o mało co nie zrzuciłam kobiety z wózkiem z kamiennych schodów w górach, przy jaskini, na wysokości. Co zabawne, tak jak ja wiem gdzie się kryją i na jakiej są odległości, tak one świetnie znają mnie. Paradoksalnie, kochają mnie tak bardzo jak ich nienawidzę.
Do dnia 12.06 nie miałam nikogo z kim mogłabym porozmawiać. Nie chcę by brzmiało to tak, że byłam totalnym odludkiem i nie zamieniłam z nikim ani jednego zdania. Nie, chodziłam do szkoły, przebywałam wśród ludzi w moim wieku. Ale to nie to samo. Bo przecież można być samotnym wśród ludzi… Ten rodzaj samotności jest chyba najbardziej bolesnym. Widzisz wokół siebie masę ludzi – są mili lub nie, rozmawiają z tobą albo czają się na uboczu, pomagają ci albo uprzykrzają życie. Czasem masz wrażenie, że może warto komuś z nich zaufać, otworzyć się, wpuścić do środka, lecz właśnie od razu po tym kiedy decydujesz się to zrobić, oni zadają ci ten ostateczny cios. Reasumując… Wszyscy udawali, że mnie lubią. Skąd wiem, że udawali? Można to rozpoznać, kiedy nie możecie znaleźć wspólnych tematów czy wspólnego zdania, a przy najbliższej okazji, w której można coś zyskać, zwracają się do ciebie z tym ,,szczerym” uśmiechem. Brzydzę się tym. Brzydzę się fałszerstwem. Właśnie dlatego nigdy nie miałam przyjaciół. Wszelkie nieudane próby zawarcia z kimś bliższego kontaktu kończyły się tak samo. Przez pierwsze kilka razy myślałam, że to ze mną jest coś nie tak. Potem, potem stwierdziłam, że tacy są ludzie. Normalni ludzie. Przyziemni. Szarzy. Popychający się w motłochu, wiecznie spieszący na coś, co nigdy ich nie zaspokoi. Gotowi do walki by sami mogli przetrwać. Nigdy nie chodzi im o dobro ogólne, zawsze o to indywidualne. To paradoksalne, że zwracam się o nich z taką niechęcią bo przecież sama jestem człowiekiem, prawda?
 Lubię wtapiać się w świat przy rytmach wybranej, mojej muzyki i wyobrażać, że jest on czymś więcej, czymś występującym tylko w wyobraźni, czymś wartościowym. Nagle każde zdarzenie na ulicy ma swoje odzwierciedlenie w muzyce. Każdy uśmiech człowieka, każde oburzenie, krok, ruch – wszystko tak bardzo pasuje do melodii i tonacji piosenki.
Nie potrafię się opalać. Nie lubię kiedy słońce świeci mi prosto w oczy, denerwuję się kiedy je zamykam bo wtedy nie zauważę lecącej osy. Dlatego zawsze od niego uciekam. Poza tym… posiadam niezwykłą trudność – moja karnacja chyba nie lubi być ciemniejsza od tej naturalnej. Nie wiem ile czasu zajęłoby mi siedzenie w słonecznym miejscu, rzadko kiedy mogę liczyć na opaleniznę
Co ciekawe, tak jak wcześniej wspomniałam, panicznie boję się os, podczas gdy nawet najstraszniejszy horror powoduje u mnie totalny spokój. Wszystkie teraz pojawiające się  na kinowych ekranach są po prostu śmieszne.
Czytam. Uwielbiam to robić, uwielbiam zasypiać na jawie z otwartą książką. Być, istnieć ale nie w świecie przyziemności, lecz gdzieś tam… W mojej głowie, innej rzeczywistości, wyobraźni. Ten świat zawsze daje mi poczucie pewności, że nie pasuję do schematów tego życia, że chcę czegoś więcej. Nie widzę sensu w pogoni za materią. Nawet, jeśli chodzi o książki – kocham nie fakt, że ma piękną okładkę, jest gruba, czy cudownie pachnie – liczy się przekaz i opowieść jaką niesie. Kunszt czytania nie byłby taki magiczny, gdyby nie historia zawarta w powieści.
Jestem uzależniona nie tylko od ładowarek ale i herbaty. Nie ma dnia, w którym nie wypiłabym chociaż szklanki. Uważam, że jest mi ona potrzebna do utrzymania dobrego samopoczucia, weny do pisania, wprowadzenia dodatkowego klimatu, obok włączonej muzyki, w pokoju, okrytej kocem.
 Moje myśli nie ograniczają się do jednej rzeczy. Jest ich tak dużo jak ilość nieprzeczytanych JESZCZE przeze mnie książek. Serio, łatwo się w nich pogubić. Sama często zapominam o co właściwie mi chodziło, gdyż skupiam się na kolejnych myślach. Przez dłuższy okres czasu miałam z tego powodu problem z zaśnięciem. Mieliście tak kiedyś, że przed snem zaczęliście się zastanawiać kiedy przyjdzie moment przejściowy między świadomością a zaśnięciem? Zaczęliście panikować, że on nie nadchodzi, że może nagle zaskoczy. Jak to jest zasypiać? Wiem, że nigdy. Kto się zastanawia nad takimi rzeczami?
No cóż, ja… Ja – osiemnastolatka wyglądająca na piętnastolatkę, ja – mała dziewczyna, która nie trawi ludzi i próbuje trzymać się swoich zasad w każdym dniu. Lecz wiecie… chyba każdy złamał chociaż raz swoją zasadę… To normalne. Inaczej, przegapilibyśmy najlepsze chwile życia. Biorąc pod uwagę, że każdy z nas jest człowiekiem i podlega prawom, zasadom moralnym, prawnym, za każdym razem gdy decyduje się przejść przez tory na drugą stronę peronu, rozpalić ognisko w lesie czy bezpodstawnie wjechać na ostatnie piętro hotelu, w którym nie jest zameldowany łamie owe postanowienia. Tylko, czy to właśnie nie te rzeczy, sprawiają nam największą frajdę? Czy to właśnie nie wtedy można poczuć to niezdarzające się zazwyczaj uczucie tętniącego życia? Do euforii wcale nie potrzebna jest paczka papierosów i alkohol na imprezie. Spróbujcie kiedyś wybiec na pustą przestrzeń w miejscowości o nazwie Koniec Świata – niezapomniane uczucie.
To wszystko może brzmi tak fascynująco lecz połowa z przytoczonych tutaj przygód wydarzyła się właśnie po 12.06.  I żadna z nich nie przytrafiłaby mi się bez niego. Doprawdy, można mówić, że rodzimy się tylko raz, lecz ja… Ja sądzę inaczej. Drugi raz rodzimy się w dniu, w którym po raz pierwszy się zakochaliśmy.
A to nasza historia. Historia pochłaniających się wszechświatów.


Strefa przyziemności

Dedykacja dla człowieka, który stał się bohaterem mojego wszechświata. 
Dziękuję Ci za każdą nieskończoność…


STREFA PRZYZIEMNOŚCI


12.06.2015r. – piątek


                   Największym wrogiem człowieka jest czas – pomyślałam. Siedząc w swoim przytłaczającym, czerwonym pokoju i słuchając przygnębiającej muzyki, wspominałam ubiegłe pół roku. Od jakiegoś już momentu zauważyłam, że absolutnie wszystko potrafi przeminąć  niezauważalnie szybko i już nigdy nie powrócić. Każda sekunda buduje nasze życie, dlatego jest ona tak cenna. Żadna rzecz nie zdarzy się dwa razy w identyczny sposób, niezależnie od tego jak bardzo byśmy tego chcieli. Popełniłam wiele błędów – ufałam tym, którzy dziś są mi kompletnie obojętni, przejmowałam się czymś co nie było warte mojej uwagi, próbowałam zrozumieć przyziemnych ludzi. Zdaję sobie sprawę, że dziś nic nie wskóram, nie zmienię przeszłości. Próbowałam pogodzić się z tą świadomością już wcześniej, lecz nie wiedząc dlaczego, tamtego dnia, stała się ona moim zabójcą.
                     Może dlatego, że za oknem padała ściana deszczu a w oddali słychać było odgłosy burzy. Zawsze uwielbiałam taką pogodę – była idealna na czytanie i picie ciepłej herbaty – wtedy, wprawiała mnie w ponury nastrój. Oprócz rozmyślań o przemijającym życiu, czasie, dręczyła mnie jeszcze jedna sprawa. Wiecie jak wygląda schemat naszego istnienia na tym świecie, prawda? Musicie wiedzieć, w końcu większość z nas go stosuje. Nazwałam go przyziemnym schematem życia. Pierwszym jego etapem jest okres szkolny, gdyż okres przed szkołą jest najmniej szkodliwy dla późniejszego funkcjonowania. Otóż, zdobywamy dobre oceny, uczymy się, staramy się napisać egzamin na koniec nauki jak najlepiej by dostać się na wymarzone studia. Są one drugim etapem, kiedy to wybieramy takie ich kierunki, by pomogły one zdobyć nam dobrze płatną pracę. Tak… Rozpoczęcie zawodu to kolejny etap. Podczas niego harujemy, zarabiamy, zbieramy, oszczędzamy, wydajemy pieniądze na rzeczy mniej lub bardziej ważne: zakupy, rachunki, przyjemności. Przy okazji, tak dla zasady dobieramy dla siebie kogoś, kto będzie towarzyszył nam w ostatnim etapie jakim jest przyzwyczajenie. To właśnie wtedy zasiadamy w ciężkim, ogromnym, obrzydliwie bogatym lub obrzydliwie pustym domu z kimś kto niby jest a jednak go nie ma. Nie jest to skomplikowany proces. Zdecydowanie należy do pospolitych i najczęściej stosowanych i zdecydowanie jest najnudniejszym sposobem na przeżycie. Ludzi, których interesują rzeczy materialne i nie zauważają prawdziwych wartości moralnych, nazywam przyziemnymi. Ile razy mijamy na ulicy spieszącego się człowieka, który zapatrzony jest w chodnik, jakby było tam coś niewiarygodnie interesującego, albo słyszymy rozmowę między dwojgiem ludzi o tym jak świetna była impreza i jak mało z niej pamiętają. Wiecie… to tak jakby byli ograniczeni - żyją w swoim własnym więzieniu.
                       Myślałam o tym wszystkim siedząc na swoim łóżku i gapiąc się tępo w okno. Nie napisałam do nikogo o tym jak źle się dziś czuje z bardzo prostego powodu. Nie istniał nikt taki, kto potrafiłby mnie zrozumieć lub przynajmniej spróbować to zrobić. Każdy zajęty był własnym życiem, miał swoje problemy i wahania nastroju. To całkowicie zrozumiałe – zarówno jak ja jak i oni nie widzieli nici porozumienia między tak odległymi sferami jaką była przyziemność i inność. Owszem, przyznaję się, że uważam, iż jestem osobą inną, może i dziwną, której podobają się naprawdę wybujałe rzeczy. Jak można zauważyć, kręci mnie filozofia. Uwielbiam zatapiać się w jej świecie i całkowicie zapominać o otaczającej mnie rzeczywistości. To pomaga, szczególnie wtedy kiedy nie ma się ochoty widzieć wciąż tych samych ludzi i słuchać o nudnych rzeczach, jakimi są imprezy, pieniądze, plotki i wszelakie inne, ponoć interesujące tematy. To był ten dzień – dzień, w którym miałam ochotę wyrzucić z siebie wszystkie moje myśli, dzień, w którym pragnęłam porozmawiać z kimś kto byłby w stanie mnie posłuchać i powiedzieć: Tak, doskonale cię rozumiem. Mam to samo zdanie.
                             Może i była to moja intuicja, która od czasu do czasu daje się mi we znaki, ostrzegając przed niezapowiedzianą kartkówką, spotkaniem z kimś mi niemiłym, dając nawet przyjemne przeczucie, że zdarzy się coś zaskakującego, która kazała mi właśnie wtedy wejść na czat. Czat niezbyt ambitny, na którym siedzą tylko normalne, przyziemne osoby, którym zależy tylko na ,,byciu przez chwilę”. Coś jednak tchnęło mnie bym  włączyła laptopa na stronie owego komunikatora. Polegał on na tym, że losowało się nieznajomego i rozpoczynało rozmowę. W każdym momencie możesz się rozłączyć. Niczego nie stracę – pomyślałam i wylosowałam pierwszą osobę.

Ja:    Hej.
Nieznajomy:  Hej. Km*?
Ja: K a ty?
Nieznajomy: K.
Nieznajomy się rozłączył.

Świetnie… Wskazywało na to, że wchodząc na tą stronę ludzie chcą koniecznie pogadać z płcią przeciwną. Nie chcę wiedzieć co mają na celu. Próbowałam dalej.

Ja:   Cześć.
Nieznajomy: Hej J Km?
Ja: K a ty?
Nieznajomy: M. Masz jakieś swoje zdjęcia?
Zapaliła się czerwona lampka. Pyta o zdjęcie – chce zobaczyć jak wyglądam – jeśli dobrze to poprosi o spotkanie. Wniosek?
Ja: Czytasz książki?

Chwila ciszy.
Nieznajomy: A lektury się liczą? ;p
Poirytowanie.
Ja: Nie.
Nieznajomy: Nie czytam.
Ja: I wszystko jasne.
Rozłączyłeś/aś się.
                        Już tłumaczę swoje postępowanie. Jestem nałogową czytelniczką i książkoholiczką. Nie wyobrażam sobie świata bez książek i nie chcę nawet myśleć, że w przyszłości może ich zabraknąć. Rozwijają one wyobraźnię, polepszają nasz warsztat, rozwijają kulturalnie,  pomagają uciec od codziennej rutyny. Człowiek, który czyta zawsze ma miliony pomysłów, jest kreatywny, umie zwizualizować sobie rzeczy, których nie widać. Jeśli ktoś prosi mnie na wstępie o zdjęcie, oznacza to, że nie chce poznać moich zainteresowań ani charakteru, bo ważniejszy jest dla niego wygląd. Co za tym idzie? Zauważa tylko to co widoczne, lubi prostotę, jest leniwy i najpewniej, tak jak w tym przypadku nie chce dłuższego kontaktu niż jedna impreza, jedno spotkanie. Tak już uważam i mało kto może skłonić mnie do zmiany własnego zdania. W sumie… Nie zdarzyło się to jeszcze żadnej osobie.

Nieznajomy: Hej. Km?
Ja: K
Nieznajomy: M
Ja: Czym się interesujesz?
Nieznajomy: Gram w piłkę.
Jest postęp – pomyślałam.
Ja: Mhmm. Grasz dla przyjemności, wiążesz z nią swoją przyszłość?
Nieznajomy: Jeszcze nie wiem. A ty co lubisz?
Ja: Kocham tańczyć, piszę i czytam książki, gram na pianinie. Nie lubię imprez, nie piję i nie palę. Nie bluźnię… Uwielbiam filozofię i ogólnie rozmawiać na takie zastanawiające tematy. Interesuję się też Starożytnym Egiptem.
Nieznajomy: Wow, dużo tego. A wyślesz mi swoje zdjęcie?
Ja: …
Nieznajomy: ?
Ja: A po co?
Nieznajomy: No tak po prostu. To wyślesz?
Ja: Nie wyślę.
Nieznajomy: Dlaczego?
Ja: Uważam, że najpierw powinno się ze sobą porozmawiać, poznać nawzajem a dopiero potem wymieniać zdjęciami. Nie lubię czegoś takiego…
Nieznajomy się rozłączył.
Serio… Nie potrafię zrozumieć ludzi.
Nieznajomy: Cześć. Km? Ile masz lat? Jak masz na imię? :*
Ja: Robisz wywiad?
Nieznajomy się rozłączył.
Ja: Hej.
Nieznajomy: Cześć. Co słychać?
Ja: W sumie taki jeden z gorszych dni.  A co u ciebie?
Nieznajomy: Ciężko…
Ja: Czyli widzę podobnie…
Nieznajomy: No a u ciebie impreza się udała?
Rozłączyłeś/aś się.
Nieznajomy: Hej. Patrick,19 lat. Umówimy się?
Ja: Tak szybko?
Nieznajomy: A czemu nie?
Ja: Nie znamy się. XD
Nieznajomy: No ale możemy się poznać.
Ja: A skąd wiesz czy się dogadamy?
Nieznajomy: To podaj swój numer.
Ja: No dobra… Ale najpierw mam pytanie, robię taką ankietę.
Nieznajomy: Okej.
Ja: Czytasz książki?
Nieznajomy: Wolę filmy.
Ja: Dzięki, miłego wieczoru.
Rozłączyłeś/aś się.
Po pierwsze: naprawdę robiłam ankietę. Zawsze interesowało mnie ile procent społeczeństwa czyta i ilu z nich siedzi na takim prostackim czacie. Minęło prawie półtorej godziny a nie znalazłam ani jednej ciekawej osoby. To bez sensu, wyłączam to. Oczywiście, w takim momencie laptop musiał się zaciąć. Czekałam więc kilka minut na jakąkolwiek jego reakcję. Przez ten krótki moment, doszłam do wniosku, że spróbuję ostatni raz. Już i tak zmarnowałam sporo czasu.
 Ja: Hej. Km?
Nieznajomy: M.
Ja: Ja K. Mam nadzieję, że jesteś inteligentny.
Zero reakcji. Zrobiłam coś nie tak? Byłam zdenerwowana, zdołowana, zmęczona po szkole, w dodatku jakakolwiek próba poznania nowej interesującej osoby kończyła się nieudolnie.
Nieznajomy: Jeśli tak piszesz, to znaczy, że ty taka jesteś.
???   Teraz trafiłam na łapacza słówek. Może być ciekawie.
Ja: Pytam bo siedzę tu już od długiego czasu i dosłownie każdy okazał się albo idiotą, albo zboczeńcem, w najlepszym wypadku niewiarygodnie nudnym człowiekiem. Liczyłam na to, że w końcu uda mi się wylosować kogoś innego.
Nieznajomy: Rozumiem. Czym się interesujesz? ;p
Ja: Tańczę, kocham czytać i pisać, prowadzę własnego bloga. Uwielbiam filozofować i rozmawiać na takie inne tematy. Nie chodzę na imprezy, nie piję, nie palę, nie bluźnię. Jestem ambitną, asertywną osobą. Mam swoje zdanie… Interesuję się też Starożytnym Egiptem. A ty?
Nieznajomy: Też nie piję i nie palę. :D Hmm widzę, że masz sporo zainteresowań. :p Wiesz… Ja też lubię filozofię, mam nawet sporo tematów, które mnie dręczą. Ćwiczę z ciałem, lubię geografię.
Ja: Czytasz książki? :D
Nieznajomy: A co zrobisz jak napiszę, że nie?
Ja: Nic, pytam tylko.
Nieznajomy: Czytam trochę. Doznałaś kiedyś uczucia zasnąć nad książką? ;p
Ja: Haha, nie XD No chyba, że nad historią. Wtedy raz mi się zdarzyło.
Nieznajomy: XD Co robisz na czacie?
Ja: Weszłam tu bo pomyślałam, że uda mi się  znaleźć kogoś interesującego. Poza tym dziś mam chyba gorszy dzień.
Nieznajomy: Wiesz… udało ci się. ;D Ja w sumie wszedłem tak z ciekawości i z nudów.
Ja: Pisałeś, że masz sporo tematów, które cię dręczą… Podzielisz się jakimś?
Nieznajomy: Jak według ciebie powstał świat?
Ja: Wierzę w Boga i w to, że to on stoi za tym ,,wszystkim”. Pytanie pojawia się jednak:  Kto stworzył Boga? Bo wiesz… to jest tak, że przyczyną ludzi jest właśnie On a przyczyna Jego jest nieznana. Człowiek nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie ale wierzę że to właśnie jakaś siła nadnaturalna za tym stoi. Nikt nie wmówi mi, że stało się to z jakiegoś wybuchu bo i on musiał być czymś spowodowany. A jeśli coś go spowodowało to i to miało swoją przyczynę. Myślę w ten sposób i dochodzę do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak początek… I nawet nie wiem czy był tego świata. Może on trwa wiecznie i nigdy się nie skończy? Najbardziej prawdopodobną wersją wydaje mi się ta opcja z Bogiem bo jak by nie było musi On być czymś nad ziemskim a tylko coś takiego mogło stworzyć wszechświat.
Nieznajomy: To jednak niczego nie wyjaśnia.
Ja: Nigdy wszystkiego nie wyjaśnisz.
Nieznajomy: Kiedyś tata powiedział mi, że nie ma sensu myśleć o takich rzeczach bo i tak nie poznamy prawdy.
Ja: To tak jak w tych antycznych szkołach filozofów.  ;p Wiesz, to nieprawdopodobne, że trafiłam na kogoś kto też lubi filozofię. XD
Nieznajomy: Przypadek ;p
Ja: Nie sądzę xd wierzysz w przypadek czy przeznaczenie?
Nieznajomy: Przypadek a ty?
Ja: Przeznaczenie. Sądzę, że rządzi nami jak chce a my niewiele możemy zdziałać.
Nieznajomy: Masz jakieś argumenty, które mogłyby mnie przekonać? ;p
Ja: Za dużo rzeczy dzieje się wbrew naszej woli. Umierają nasze ukochane osoby, chorujemy nawet jeśli tego nie chcemy, spotykają nas takie niespodziewane zdarzenia, których czasem nie można wytłumaczyć racjonalnie. Coś musi kierować tym światem bo inaczej wszystko zależałoby od człowieka – to kiedy umieramy, kiedy się rodzimy, nie chorowalibyśmy.
Nieznajomy: Niezbyt mnie to przekonuje. ;P Przecież chorujemy z różnych powodów: raka dostaje się od nadmiernego palenia, picia, czasem ze złego trybu odżywiania. Wszystko ma swój powód więc nie rozumiem w jaki sposób może to tłumaczyć przeznaczenie.
Ja: A jak wytłumaczysz śmierć kogoś bliskiego?
Nieznajomy: A potrafisz sobie wyobrazić świat bez śmierci?
Ja: Nie. To naturalna kolej rzeczy ale chodzi mi bardziej o czas, w którym ona nadchodzi.
Nieznajomy: Więc sądzisz, że wszystko co się dzieje jest z góry ustalone i nie mamy na to żadnego wpływu?
Ja: Tak, dokładnie.
Nieznajomy: No ja nie. xd
Ja: Uparty jesteś, prawda? ;p
Nieznajomy: Haha, tak. Ktoś mi to już chyba kiedyś powiedział.
Ja: Okej, nie przeszkadza mi to. Też jestem uparta ale chyba mniej niż ty. Mogę jednak powiedzieć, że zawsze potrafię zachować się asertywnie.
Nieznajomy: Cóż, też sobie tego nie mogę zarzucić. Widzę sporo podobieństw między nami ;p
Ja: Pewnie pokaże się ich jeszcze więcej ;p
Nieznajomy: Ciekawe do czego to nas doprowadzi ;D
Cóż… Pisaliśmy jeszcze godzinę, kiedy zapytałam go o numer prywatny.
Jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo moje życie zaczynało się zmieniać. Dosłownie obróciło się o 180 stopni. Strefa przyziemności zaczęła niknąć.

Wkraczałam w nowy wymiar jakim był mój odnaleziony wszechświat. 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Willa Grzegorzewskich

Otóż, otóż zacznę od przedstawienia wam historii z dnia 31.10.2015 r. (Halloween). Zawsze marzyłam o spędzeniu tego dnia w jakiś typowy dla jego charakteru, sposób. Chciałam się bać, pójść w tajemnicze miejsce. Oglądanie teraźniejszych horroro-komedii całkowicie mnie nie zaspokaja. Tak się składa, że nawiązałam niezwykle ściśle wartościową współpracę z pewnym osobnikiem, filozofem, moim partnerem od spraw specjalnych i nieprzyziemnych. On toleruje i rozumie moje dziwaczne pomysły - nawet jeśli nie rozumie to nadal kocha i jeździ ze mną wieczorami do rzekomo nawiedzonego lasu. Reasumując, właśnie w Halloween pojechaliśmy na obrzeża Łodzi, Ruda-Popioły. Jest to niezwykle ogromny obszar porośnięty lasem. Obszar, który zamieszkany jest przez ludzi. Żyją sobie w pięknych, staromodnych willach. W dzień jest tam niebywale spokojnie, przyjemnie, życie z dala od centrum, wśród natury - same plusy. Mhm, pojeźdźcie więc tam wieczorem. Zdobędziecie parę strasznych historii do opowiadania znajomym.
Wprowadzę was nieco w historię tego miejsca. Podczas lat drugiej wojny światowej mieszkało tam sporo niemieckich rodzin. Gdzieniegdzie przetrzymywano Żydów. Wille te zaprojektowane były bardzo dawno temu, każda z nich dostała swoją nazwę po rodzinie, w nich kiedyś mieszkających. Przed wejściem do lasu stoi tabliczka z wymienionymi, tymi najpiękniejszymi i największymi budowlami. Wśród ludzi krążą plotki, że w lesie tym dzieje się coś niewytłumaczalnego. Mianowicie: w niektórych miejscach czuć odrażający zapach stęchlizny, że gdzieś znajduje się tam nienazwany cmentarz, że kiedyś zaginęła tam cała grupa dzieci ze szkoły podstawowej, W jednym z domów kręcono serial o klimacie horroru - teraz mieszkają tam bardzo dziwni ludzie, którzy unikają rozmów, chowają się w domach na widok zwiedzających. Jednak to co przydarzyło się nam jest o wiele straszniejsze, ponieważ wszystkie te historie znałam z opinii obcych ludzi. Jednak gdy sama to wszystko ujrzałam zaczęłam wierzyć że w nocy budzi się tam coś tajemniczego i mistycznego.

 Zacznę może od tego, że wybraliśmy się tam samochodem. Pierwszym naszym celem była ul. Popioły. Wjechaliśmy więc w dróżkę, która prowadziła w głąb lasu. Po prawej stronie zobaczyliśmy coś w rodzaju bramy. Dwa ceglane słupy, które prowadziły do jednej z willi. Było ciemno,  przy sobie mieliśmy latarkę, która świeciła bardzo efektywnie. Powiedziałam mojemu ulubieńcowi, że chcę tam wejść. Oczywiście, jak to on, zrobił dziwną minę, pomyślał, że mam nie po kolei w głowie ale zgodził się i zatrzymał samochód. Zapaliliśmy latarkę i weszliśmy na drogę prowadzącą do owego domu, jak się potem okazało ( potem czyli w marcu willa ta nazywa się willą Grzegorzewskich). Zachowywaliśmy się cicho, prawie nie rozmawialiśmy, gdyż nie mieliśmy pewności czy nikogo z nami nie ma, oraz czy dom ten jest zamieszkany. Gdy byliśmy nieco bliżej skierowaliśmy światło na okna. Nie mogliśmy jednak ujrzeć drugą stronę willi bo nagle usłyszeliśmy podejrzany, głośny dźwięk. Według pana filozofa był to dźwięk trzaskających gałęzi, jak gdyby ktoś stąpnął na nie za nami. Mnie jednak przypominał on walenie w blachę, dobiegał ze wszystkich stron. Nie potrafiliśmy tego wytłumaczyć, bo po pierwsze: nasze wrażenia są zupełnie różne,po drugie za nami obok i przed  nikogo nie było - świeciliśmy wtedy w każdą stronę, po trzecie: dźwięk ten nie był krótki więc po kilku sekundach paraliżu zaczęliśmy uciekać do samochodu. Oczywiście scena jak z każdego horroru: mój ukochany nie mógł trafić kluczykami by otworzyć a ja musiałam czekać po tej stronie skąd zaraz mógł wyskoczyć jakiś stwór, kanibal czy coś w tym rodzaju. Kiedy jednak odjechaliśmy ujrzeliśmy tabliczkę, że jest to teren prywatny i wstęp wzbroniony + przyjemna czaszka. Nie muszę chyba mówić, że serce waliło nam tak jakby chciało wyskoczyć. Całkiem niedaleko zauważyliśmy przy drodze samochód. Na miejscu pasażera siedział siwy, blady, zmartwiony starszy pan. Ubrany był w czarny garnitur, patrzył na mnie gdy przejeżdżaliśmy obok. Nikogo innego nie mogłam dostrzec. Przytoczę teraz naszą rozmowę:
 - Widziałeś tego dziadka? Straszny był...
-  Jakiego dziadka?
-  No stał tam samochód. Siedział na miejscu pasażera...
-  Ale.. ja widziałem tam tylko jakiegoś kolesia obok samochodu. Nikogo w środku nie było.
-  Jakiego kolesia obok? Nikt tam nie stał.
Tak, nie wiem jak to wytłumaczyć.
Kolejna sytuacja była wtedy kiedy widzieliśmy, że jedzie przed nami samochód, świecił światłami prosto w nasze oczy. Zaraz jednak zjechał w dół, obok domu. Po sekundzie znaleźliśmy się zupełnie blisko tej willi, jednakże.... Samochodu nie było.
Dodam jeszcze, że na końcu pewnej ulicy... nie pamiętam nazwy, czuliśmy odrażający zapach. Stęchlizna... nie wiem jak jeszcze go opisać. W każdym razie, czuć było go tylko przez chwilę, w jednym miejscu.

Po tamtym Halloween postanowiliśmy, że jeszcze tam wrócimy, ale tym razem w dzień i wejdziemy do domu Grzegorzewskich. Otóż , powróciliśmy tam 2.04. popołudniem. Dom wyglądał już zupełnie inaczej, nie straszył, nie słychać było żadnego podejrzanego dźwięku. Weszliśmy do niektórych pomieszczeń ale musieliśmy uważać, gdyż dom ten ledwo się trzyma. Woleliśmy nie ryzykować. Zrobiłam jednak kilka zdjęć a nawet przygarnęłam skrawek gazety z lat 60. na pamiątkę.























Nie mogliśmy niestety wejść na piętro, gdzie podobno nadal leżą rzeczy z czasów mieszkania rodziny Grzegorzewskich.
Czekam na wasze opinie, pytania i odpowiedzi czy wierzycie w paranormalność. Mieliście kiedyś jakieś niewytłumaczalne przeżycia, o których wstydziliście się mówić z obawy, iż nikt wam nie uwierzy? Mi możecie napisać. Ja wierzę i lubię słuchać. 

Trzecia wizja

Zatrzymała samochód przed domem z głębokim i głośnym westchnięciem. Oparła głowę o fotel i zamknęła oczy. Nie mogła uwierzyć i pewnie nie dojdzie to do niej do końca, że trafiła na tak wspaniałe życie. Gdyby tylko znów popatrzyła na wprost ujrzałaby oświetlony nad drzwiami wejściowymi, piętrowy dom – nie próżny i bogaty – średnich rozmiarów z przytulnym klimatem.  Do wejścia prowadziła ścieżka usłana z kamieni. Dookoła dostrzec można było lasy, gdzieś niedaleko słychać płynącą rzekę. Ponad koronami drzew ujawniły się piękne góry. Wysiadła z samochodu i udała się w kierunku schodków prowadzących do wnętrza jej ulubionego miejsca na ziemi. Już otwierając drzwi czuła niezwykle przyciągający zapach. Ciekawe co tym razem – pomyślała radośnie. Ledwie zdjęła kurtkę a do jej nóg przybiegł uradowany husky o błękitnych oczach. Szczekał i kręcił się dookoła niej, dając znać wszystkim domownikom, że wróciła do domu.
                    - Fermin, ona jest moja. – odezwał się najukochańszy głos w jej wszechświecie. Po chwili ujrzała go, wychodzącego z wielkiego pomieszczenia, jakim była kuchnia. Wyglądał dokładnie tak samo przystojnie i przyciągająco jak kilkanaście lat temu. Poczuła, że jej serce zaczyna szybciej bić a ręce wyrywają się by móc go w końcu przytulić. Podszedł bliżej i przygarnął do siebie.
                     - Hej kochanie. Doskonale wiem, że jesteś głodna. Zapraszam do kuchni. – podarował słodki pocałunek w policzek i wziął za rękę. Chodzili tak przez całe życie – nieważne gdzie by nie byli, ich dłonie zawsze musiały być splecione. Zaśmiała się do siebie gdy do jej głowy znów powróciło wspomnienie z drugiego spotkania. Niespodziewanie w domu rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi i biegu po schodach. Dobrze wiedziała kogo zaraz zastanie. Po dwóch sekundach poczuła, że do jej pasa przyczepiły się dwie pary rąk.
                      -  Wiadomo po kim odziedziczyliście wzrost i siłę, co? – zaśmiała się głaszcząc dwóch młodzieńców po blond włosach.
                      - Obyśmy odziedziczyli też głowę do gotowania bo to co dziś zjedliśmy na kolację, przebiło wszystkie inne dzieła taty. – powiedział jeden z młodszych filozofów.      
                      - W takim razie idę ją skosztować. -  ucałowała obydwu i dodała – Może pójdziecie coś poczytać?
                      - Właśnie! Musimy ci opowiedzieć! Mamy dwa różne zdania co do tej książki.
                      - Mały Książę? – zapytał współtwórca dwóch blondynów, jej ukochany.

Pokiwała twierdząco głową.

Druga wizja

Widok całego, oświetlonego już na złote kolory miasta roztaczał się z punktu widokowego na całą rozpiętość ich spojrzenia. Ona stała przodem do całego świata, on obejmował ją z tyłu i podążał za jej wzrokiem. Szeptał do ucha, że to jedna z najpiękniejszych chwil jego życia. Trudno było powstrzymać uśmiech. To była istna scena z filmu. Byli na tyle wysoko by wszystkie budynki, przejeżdżające samochody czy ludzie wydawali się im niezwykle maleńkich rozmiarów. Oto czym jest przyziemność – pomyślała. Z daleka, z pewnego punktu widzenia wszystko jest kruche i małe.
                       - Wiesz co? – powiedziała szeptem. Nie chciała zagłuszać panującej, przyjemnej ciszy.
                      - Co? – odpowiedział przybliżając ją do siebie mocniej.
                      - Widzisz to wszystko? Te mechanizmy? Wszystko stałe się zaprogramowane w jednym celu: byle do przodu, byle dalej. Czemu nic nie stoi w miejscu? Czemu wciąż widać jadące samochody, spieszących się ludzi? To dowód, dowód na to jak wszystko jest tu zużyte i nudne. Jak wszystko żyje by zaraz umrzeć. – odwróciła się przodem do niego. Spojrzała głęboko w jego oczy i w jednej sekundzie przekazała mu całą prawdę. – Tylko my.
Wiedział o co jej chodziło. Doskonale to wiedział. Absolutnie wszystko można było poddać w wątpliwość, wszystko miało zaraz się rozpaść. Nie oni. Podarowali sobie coś, czego normalni ludzie nie mogą posiadać. Nieskończoność była ich nagrodą do końca życia.
                        - Zdajesz sobie sprawę jak bardzo Cię kocham? – zapytał łapiąc ją czule za dłoń.
Opuściła głowę, po czym zaraz ją podniosła i odrzekła:                     

                        - Wydaje mi się, że kto jak kto ale ja powinnam wiedzieć najlepiej. – ich usta delikatnie się złączyły dając im czas do zapomnienia o całej przyziemności. 

Wizja pierwsza

Był to jeden z tych cieplejszych i słonecznych dni wakacji kiedy niebo nie przysłaniała  żadna chmura. Powietrze uprzyjemniało humor, nie męczyło swym ciężarem. Wręcz przeciwnie, leciutki wietrzyk zdawał się rozwiewać każdy pierwiastek pesymistyczności. Godzina 17:00. Jechali pozbawioną samochodów drogą, a po dwóch stronach rozciągały się pola ze złocistym zbożem. Otwarte okna pojazdu łączyły ich z naturą, ze spokojem, który tak doceniali po całym tygodniu ciężkiej pracy. Patrzyli przed siebie i uśmiechali się, zupełnie tak jak 11 listopada gdy ich celem był Koniec Świata. Ich łokcie oparte były o  okna, przez które wydobywały się odgłosy muzyki i  wspólnych rozmów.
                  - Wiemy już gdzie jedziemy? – zapytał rozbawiony, patrząc na nią kątem oka.
                  - A czy to ważne? – odpowiedziała mu uśmiechem. Odwróciła wzrok by móc spojrzeć na otwartą przestrzeń. Czuła się szczęśliwa. Zbliżał się ciepły wieczór, tylko we dwoje, gdzieś daleko od cywilizacji, od przyziemności. Szukali miejsca, które mogłoby ich oczyścić ze skazy ludzkiej. Przypomniała sobie czasy gdy podróżowała autobusem szkolnym, niby w towarzystwie całej szkoły ale jednak samotnie. Zawsze słuchała takiej muzyki jak dzisiaj, zawsze zdolna była odczuwać niesamowity klimat tej chwili. Wydawało jej się że nie może być lepiej. Jak bardzo się myliła. Popatrzyła na swoją lewą stronę. Siedział tam, ten jedyny, poznany niby przypadkiem, zjednany przeznaczeniem. Jak bardzo go kochała. Jak bardzo pragnęła by ta chwila trwała wiecznie. 
            

Bohater

To historia pewnej małej, samotnej dziewczynki, która żyła w swoim zamkniętym świecie. Dziewczynka ta miała wiele marzeń. Jednym z nich było odnalezienie prawdziwej miłości. Wielu jej opowiadało, że miłość nie jest idealna. Często zawodzi, rani, gubi nas samych. Mówili, iż lepiej będzie jeśli nigdy nie zakocha się prawdziwie. Określali to formą pułapki – jeśli raz wpadniesz w sidła  prawdziwej miłości, już nigdy z nich nie uciekniesz. Ona jednak głęboko wierzyła, że tylko to uczucie może otworzyć jej wszechświat, tylko ono nada mu barw.
                       Czytała kiedyś o bohaterze, który ratuje od samotności. Nie można go zawołać, zjawia się on w chwili gdy jest najbardziej potrzebny. Kiedy już pojawi się, nie zostaje na wieczność. Ma przecież tyle pracy… Świat mimo miliardowej liczby ludności jest bardzo samotny. Bardzo chciała go zobaczyć.
                         Pewnej niespokojnej nocy mała dziewczynka straszliwie płakała. Było jej zimno a nie miała okrycia, obudził ją okropny koszmar, o którym nie mogła nikomu opowiedzieć. W tamtej chwili czuła się tak jakby nie miała niczego. Jakby jej ciało było złudzeniem a dusza, rozpadała się na milion kawałków. Jeszcze nigdy nie straciła tak dużo łez. Za każdym razem gdy próbowała je powstrzymać, fala rozpaczy powracała ze zdwojoną siłą.
                                 - Czemu płaczesz? – usłyszała za plecami. Podniosła się ze swojego ciasnego, niewygodnego łóżeczka. Ciągle mokrymi oczami dojrzała chłopca. Chłopiec ten jednak nie wyglądał przeciętnie ani normalnie. Był wyższy, postawniejszy a z oczu jego biła dojrzałość i czułość. Mimo tego, że mogła podejrzewać, iż nie dzieli ich duża różnica wieku, była zafascynowana tą postacią.
                                 - Płaczę bo jestem samotna. – wyjaśniła i szybko zapytała – Kim jesteś?
Młodzieniec uśmiechnął się do dziewczynki i odpowiedział:
                                - Jestem twoim bohaterem. Zjawiłem się tu bo usłyszałem twój płacz. Nie mogę dopuścić do tego byś cierpiała.
W sercu małej istotki coś się poruszyło. Poczuła przyjemne ciepło oblewające jej całe wnętrze.
                               - Dużo o tobie czytałam. Zaczęłam już sądzić, że nie istniejesz.
                               - Każdy ma swojego bohatera. Ale nie każdy dostaje szansę by go poznać. – wyjaśnił siadając obok.
                              - To znaczy, że nie jesteś jedyny dla wszystkich? – zapytała owijając się kocem.
                               - Nie. Jestem stworzony tylko dla jednej osoby. Błądzę po świecie szukając dźwięku płaczu, który mnie zaboli. – mówił patrząc w duże oczy małej dziewczynki.
                              - Zaboli?
                             - Sprawi, że mi również zachce się płakać. – pokazał jej swoje maleńkie łzy w kąciku oczu.
                             - Dlaczego więc nie możesz zostać na wieczność? – przeszedł ją zimny dreszcz. Bohater od razu wyczuł, że małej jest zimno i mocno ją przytulił.
                             - Nie będę mógł być z tobą codziennie do pewnego czasu. Musisz bowiem poznać smak tęsknoty by uświadomić sobie jeszcze bardziej ile dla ciebie znaczę. Kiedy już to przetrwamy, nic nie będzie w stanie nas rozdzielić, rozumiesz? – szeptał.
                              - Co to tęsknota? – mała dziewczynka wiedziała co to samotność, rozpacz ale nigdy nie spotkała się z czymś takim jak tęsknota.
                              - Dowiesz się kiedy dziś odejdę. Będę wracał po jakimś czasie by potem znowu cię opuścić.
                             - To okropne! – krzyknęła i wtuliła się jeszcze bardziej w objęcia jej bohatera.
                              - Musisz jednak zapamiętać jedną rzecz. Nigdy nie wolno ci zwątpić w to co czuję do Ciebie. Za każdym razem gdy znów będę odchodził, nie będę robił tego z własnej woli. Taka jest już rola każdego z nas. Bohater zawsze będzie nad tobą czuwał, ale do póki nie poznasz tęsknoty, nie będziesz go widzieć codziennie. Po to byś poznała własne uczucia.
Mała dziewczynka zaczęła cicho płakać. Poznała właśnie kogoś kto jest dla niej stworzony i zaraz miała go stracić? Nie rozumiała do końca wagi jego słów. Była zbyt zajęta tym jaki on jest, tym, że nie wiedziała kiedy następny raz go zobaczy. Popatrzyła w jego oczy i dostrzegła ten sam kolor tęczówek.
                                 - Wiem o tobie wszystko. Wiem jak się tobą zaopiekować.
                                  - Jesteśmy do siebie podobni, prawda? Czuję to. Widzę te same oczy. – mówiła dokładnie go analizując. Był taki piękny.
                                 - Aby powstał jeden wszechświat muszą złączyć się ze sobą dwa pasujące. Już nigdy nie będziesz płakać z powodu samotności. – podarował jej pocałunek w młode czoło. Wstał i odszedł kilka kroków. – To ten moment, w którym zaraz będę musiał zniknąć. Obiecuję Ci, że zjawię się za niedługi czas. Pamiętaj o tej nocy i o tym, ze istnieję. Wspomnienia dodadzą Ci sił. Kiedy następnym razem mnie zobaczysz będziesz już wiedzieć co to znaczy tęsknota.
Dziewczynka chciała podbiec do swojego bohatera ale zniknął w mgnieniu oka. Spotkanie to było dla niej nauką. Dowiedziała się, że jest ktoś kto ją kocha i do niej wróci. Jej zadaniem jest wiernie czekać. Czekać i tęsknić. Tęsknić to znaczy kochać – pomyślała.
I tak mijały kolejne tygodnie i miesiące a bohater małej dziewczynki się nie pojawiał. Czasem płakała. Tuliła główkę w poduszkę a z jej oczu płynęły łzy. Chciała dostrzec je również w tych drugich, znanych jej już oczach. Potrzebowała tego ciepła, które dał jej podczas przytulenia. Znów chciała powiedzieć coś w głos i otrzymać odpowiedź. Przez ten cały czas jednak nie zwątpiła w obecność swojego bohatera. Mimo bolącego serca, mokrych oczu, braku snu i zimna ciągle pamiętała. Wspominała każde jego słowo, każdy ruch. Wyobrażała sobie go na tym samym miejscu. Tak jak jej mówił – pomagało lecz w nie całkiem dobry sposób. Za każdym razem gdy powracała wspomnieniami do tamtej nocy, coś sprawiało jej ból. Czuła w serduszku kłucie, cięcia, które stawiały pytania gdzie on jest, co robi i kiedy się zjawi.
Potrzebowała swojego bohatera.                            
Gdy się budziła, przez trzy sekundy mogła dostrzec jego postać, patrzącą na nią. Uśmiechał się do niej by później znów znikać. Za każdym razem leciały łzy.
Kolejnej nocy już nie płakała. Leżała wpatrzona w sufit i nasłuchiwała. Jej ciało pozwoliło jej się odprężyć. Zamknęła oczy i wyszeptała: Tak bardzo go kocham. Tak bardzo tęsknię. Uroniłam już za dużo łez. Teraz ból doskwiera mi głębiej. Nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Dziewczynka przestała mieć siłę na poruszanie się, jedzenie. Czasem miała wrażenie, że niebawem przestanie widzieć, czuć i słyszeć – że straci zmysły a wraz z nimi świadomość.
I właśnie wtedy – kiedy najbardziej go potrzebowała, zjawił się. Stanął przed nią. Większy i dojrzalszy. Również dorósł – dostrzegła.
                             - Zjawiam się bo wiesz co to znaczy tęsknić. Poczułem brak twojej duszy.
                             - Całą oddałam tobie.
                             - Zadaniem bohatera jest jej strzec do końca życia. Już nie odejdę. Od dzisiaj każdego dnia będziesz mnie widziała. Już nigdy nie będzie ci zimno, zawsze masz moje wsparcie i miłość.
                              - Dziękuję, że się pojawiłeś.
Mała dziewczynka miała od teraz swojego obrońcę, który nie opuścił jej w żadnym dniu. Opiekował się nią i kochał a ona oddała mu całe serce.