Widok
całego, oświetlonego już na złote kolory miasta roztaczał się z punktu
widokowego na całą rozpiętość ich spojrzenia. Ona stała przodem do całego
świata, on obejmował ją z tyłu i podążał za jej wzrokiem. Szeptał do ucha, że
to jedna z najpiękniejszych chwil jego życia. Trudno było powstrzymać uśmiech.
To była istna scena z filmu. Byli na tyle wysoko by wszystkie budynki,
przejeżdżające samochody czy ludzie wydawali się im niezwykle maleńkich rozmiarów.
Oto czym jest przyziemność – pomyślała. Z daleka, z pewnego punktu widzenia
wszystko jest kruche i małe.
- Wiesz co? –
powiedziała szeptem. Nie chciała zagłuszać panującej, przyjemnej ciszy.
- Co? – odpowiedział
przybliżając ją do siebie mocniej.
- Widzisz to wszystko? Te
mechanizmy? Wszystko stałe się zaprogramowane w jednym celu: byle do przodu,
byle dalej. Czemu nic nie stoi w miejscu? Czemu wciąż widać jadące samochody,
spieszących się ludzi? To dowód, dowód na to jak wszystko jest tu zużyte i
nudne. Jak wszystko żyje by zaraz umrzeć. – odwróciła się przodem do niego.
Spojrzała głęboko w jego oczy i w jednej sekundzie przekazała mu całą prawdę. –
Tylko my.
Wiedział o
co jej chodziło. Doskonale to wiedział. Absolutnie wszystko można było poddać w
wątpliwość, wszystko miało zaraz się rozpaść. Nie oni. Podarowali sobie coś,
czego normalni ludzie nie mogą posiadać. Nieskończoność była ich nagrodą do
końca życia.
- Zdajesz sobie sprawę jak bardzo Cię kocham?
– zapytał łapiąc ją czule za dłoń.
Opuściła głowę, po czym zaraz ją podniosła i odrzekła:
- Wydaje mi się, że kto
jak kto ale ja powinnam wiedzieć najlepiej. – ich usta delikatnie się złączyły
dając im czas do zapomnienia o całej przyziemności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz