Nie mam pojęcia jak powinno się pisać
o sobie. Wszelkie próby rozpoczęcia zdania od tradycyjnych: ,,Jestem” ;
,,Lubię” ; ,,Interesuję się” zawsze kończą się niepowodzeniem. Mówienie wprost,
banalnymi konstrukcjami – czy nie świadczy o małej kreatywności, pustości
człowieka? Zazwyczaj osoba, która ma coś do zaoferowania, tak przedstawia
siebie by nie użyć żadnych oficjalnych zwrotów, w zasadzie… nie przedstawia się
specjalnie, raczej daje się poznać przez pryzmat czasu, zachowania, wypowiedzi.
Osoba wyjątkowa nie oczekuje by ktoś jej się opisywał, ona pragnie sama odkryć
jego duszę i każdą tajemnicę, jaką skrywa.
Jednakże, wypadałoby umieć powiedzieć o sobie
kilka słów, prawda? Nawet dla samego siebie, dla własnego ego. Każdy musi
wiedzieć kim jest, co lubi, co jest jego największym koszmarem. Trzeba dbać o
własną wartość, bo kto będzie za nas to robił? Większość, a raczej wszyscy z
małym wyjątkiem, nie starają się dostrzegać w drugim człowieku szczegółów.
Widzą to co chcą widzieć, bądź nie zastanawiają się nad przyczyną niektórych
zachowań. Zawsze miałam problemy z wypowiadaniem się na swój temat. Krępował
mnie fakt, iż ktoś mógłby osądzić mnie jako osobę zuchwałą, egoistyczną. Z
drugiej strony, uważałam, że nie mam do zaoferowania niczego ciekawego. Byłam –
tak po prostu. Żyłam na świecie ze swoimi dziwactwami. A jest ich całkiem
sporo…
Muszę przyznać, że to również sprawia mi
trudność – opisywanie swoich przyzwyczajeń, zasad itp. To część mnie, którą
postanowiłam ujawnić. Jednakże, nigdy nie można liczyć na wylewność z mojej
strony. Prawdziwą naturę zostawiam dla bohatera mojego wszechświata.
Pierwsze co możecie o mnie wiedzieć
to fakt, iż jestem uzależniona od ładowarek – wszystkie moje telefony, laptop,
tablet mają niezwykle słabą baterię. Zawsze po obudzeniu wypełniam swój rytuał
– sięgam ręką z jeszcze nieotwartymi oczami po kabel do ładowania, gdyż po
pierwsze: telefon jest kompletnie padnięty po odtwarzaniu przez całą noc
muzyki, telefon musi umożliwić mi odczytanie porannej wiadomości. Wiadomości,
która dodaje mi siły do działania. Daje mi determinację by przeżyć do weekendu.
Nie, to nie to samo co czekanie na sobotnią imprezę. To o wiele silniejsze.
Nie znoszę owadów. Są małe, niby
bezbronne ale jednak nigdy nie odmówią natręctwa. Największą niechęcią darzę
osy. Może to i dziecinne ale za każdym razem kiedy je wyczuwam ( posiadam specjalny
radar wykrywający osy, pszczoły, trzmiele w pobliżu) uciekam, chowam się za
osobą stojącą obok lub zaczynam wydawać z siebie paniczny głos. Kiedyś o mało
co nie zrzuciłam kobiety z wózkiem z kamiennych schodów w górach, przy jaskini,
na wysokości. Co zabawne, tak jak ja wiem gdzie się kryją i na jakiej są
odległości, tak one świetnie znają mnie. Paradoksalnie, kochają mnie tak bardzo
jak ich nienawidzę.
Do dnia 12.06 nie miałam nikogo z kim
mogłabym porozmawiać. Nie chcę by brzmiało to tak, że byłam totalnym odludkiem
i nie zamieniłam z nikim ani jednego zdania. Nie, chodziłam do szkoły,
przebywałam wśród ludzi w moim wieku. Ale to nie to samo. Bo przecież można być
samotnym wśród ludzi… Ten rodzaj samotności jest chyba najbardziej bolesnym.
Widzisz wokół siebie masę ludzi – są mili lub nie, rozmawiają z tobą albo czają
się na uboczu, pomagają ci albo uprzykrzają życie. Czasem masz wrażenie, że
może warto komuś z nich zaufać, otworzyć się, wpuścić do środka, lecz właśnie
od razu po tym kiedy decydujesz się to zrobić, oni zadają ci ten ostateczny
cios. Reasumując… Wszyscy udawali, że mnie lubią. Skąd wiem, że udawali? Można
to rozpoznać, kiedy nie możecie znaleźć wspólnych tematów czy wspólnego zdania,
a przy najbliższej okazji, w której można coś zyskać, zwracają się do ciebie z
tym ,,szczerym” uśmiechem. Brzydzę się tym. Brzydzę się fałszerstwem. Właśnie
dlatego nigdy nie miałam przyjaciół. Wszelkie nieudane próby zawarcia z kimś
bliższego kontaktu kończyły się tak samo. Przez pierwsze kilka razy myślałam,
że to ze mną jest coś nie tak. Potem, potem stwierdziłam, że tacy są ludzie.
Normalni ludzie. Przyziemni. Szarzy. Popychający się w motłochu, wiecznie
spieszący na coś, co nigdy ich nie zaspokoi. Gotowi do walki by sami mogli
przetrwać. Nigdy nie chodzi im o dobro ogólne, zawsze o to indywidualne. To
paradoksalne, że zwracam się o nich z taką niechęcią bo przecież sama jestem
człowiekiem, prawda?
Lubię wtapiać się w świat przy rytmach
wybranej, mojej muzyki i wyobrażać, że jest on czymś więcej, czymś występującym
tylko w wyobraźni, czymś wartościowym. Nagle każde zdarzenie na ulicy ma swoje
odzwierciedlenie w muzyce. Każdy uśmiech człowieka, każde oburzenie, krok, ruch
– wszystko tak bardzo pasuje do melodii i tonacji piosenki.
Nie potrafię się opalać. Nie lubię
kiedy słońce świeci mi prosto w oczy, denerwuję się kiedy je zamykam bo wtedy
nie zauważę lecącej osy. Dlatego zawsze od niego uciekam. Poza tym… posiadam
niezwykłą trudność – moja karnacja chyba nie lubi być ciemniejsza od tej
naturalnej. Nie wiem ile czasu zajęłoby mi siedzenie w słonecznym miejscu,
rzadko kiedy mogę liczyć na opaleniznę
Co ciekawe, tak jak wcześniej
wspomniałam, panicznie boję się os, podczas gdy nawet najstraszniejszy horror
powoduje u mnie totalny spokój. Wszystkie teraz pojawiające się na kinowych ekranach są po prostu śmieszne.
Czytam. Uwielbiam to robić, uwielbiam
zasypiać na jawie z otwartą książką. Być, istnieć ale nie w świecie
przyziemności, lecz gdzieś tam… W mojej głowie, innej rzeczywistości,
wyobraźni. Ten świat zawsze daje mi poczucie pewności, że nie pasuję do schematów
tego życia, że chcę czegoś więcej. Nie widzę sensu w pogoni za materią. Nawet, jeśli
chodzi o książki – kocham nie fakt, że ma piękną okładkę, jest gruba, czy
cudownie pachnie – liczy się przekaz i opowieść jaką niesie. Kunszt czytania
nie byłby taki magiczny, gdyby nie historia zawarta w powieści.
Jestem uzależniona nie tylko od
ładowarek ale i herbaty. Nie ma dnia, w którym nie wypiłabym chociaż szklanki.
Uważam, że jest mi ona potrzebna do utrzymania dobrego samopoczucia, weny do
pisania, wprowadzenia dodatkowego klimatu, obok włączonej muzyki, w pokoju,
okrytej kocem.
Moje myśli nie ograniczają się do jednej
rzeczy. Jest ich tak dużo jak ilość nieprzeczytanych JESZCZE przeze mnie
książek. Serio, łatwo się w nich pogubić. Sama często zapominam o co właściwie
mi chodziło, gdyż skupiam się na kolejnych myślach. Przez dłuższy okres czasu
miałam z tego powodu problem z zaśnięciem. Mieliście tak kiedyś, że przed snem
zaczęliście się zastanawiać kiedy przyjdzie moment przejściowy między
świadomością a zaśnięciem? Zaczęliście panikować, że on nie nadchodzi, że może
nagle zaskoczy. Jak to jest zasypiać? Wiem, że nigdy. Kto się zastanawia nad
takimi rzeczami?
No cóż, ja… Ja – osiemnastolatka
wyglądająca na piętnastolatkę, ja – mała dziewczyna, która nie trawi ludzi i
próbuje trzymać się swoich zasad w każdym dniu. Lecz wiecie… chyba każdy złamał
chociaż raz swoją zasadę… To normalne. Inaczej, przegapilibyśmy najlepsze
chwile życia. Biorąc pod uwagę, że każdy z nas jest człowiekiem i podlega
prawom, zasadom moralnym, prawnym, za każdym razem gdy decyduje się przejść
przez tory na drugą stronę peronu, rozpalić ognisko w lesie czy bezpodstawnie
wjechać na ostatnie piętro hotelu, w którym nie jest zameldowany łamie owe
postanowienia. Tylko, czy to właśnie nie te rzeczy, sprawiają nam największą
frajdę? Czy to właśnie nie wtedy można poczuć to niezdarzające się zazwyczaj
uczucie tętniącego życia? Do euforii wcale nie potrzebna jest paczka papierosów
i alkohol na imprezie. Spróbujcie kiedyś wybiec na pustą przestrzeń w miejscowości
o nazwie Koniec Świata – niezapomniane uczucie.
To wszystko może brzmi tak
fascynująco lecz połowa z przytoczonych tutaj przygód wydarzyła się właśnie po
12.06. I żadna z nich nie przytrafiłaby
mi się bez niego. Doprawdy, można mówić, że rodzimy się tylko raz, lecz ja… Ja
sądzę inaczej. Drugi raz rodzimy się w dniu, w którym po raz pierwszy się
zakochaliśmy.
A to nasza historia. Historia
pochłaniających się wszechświatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz